Karmienie i przewijanie dzieci w przestrzeniach publicznych

Czytałem ostatnio parę artykułów o matkach karmiących. Chodzi o matki karmiące swoje dzieciątka w tak zwanych „przestrzeniach publicznych”. Karmić, nie karmić, wypada, nie wypada. Oczywiście było mnóstwo komentarzy po tych artykułach i tych na tak i tych na nie. Postanowiłem też się wypowiedzieć w tym temacie.

Uważam, że jak najbardziej matka musi nakarmić dziecko. Nawet jeśli ma to zrobić w galerii handlowej. Absolutnie jestem przeciw aby to robiła gdzieś w toalecie. Nawet jeśli jest tam pokój dla matki z dzieckiem to przecież służy on do przewinięcia dziecka a nie do karmienia. (a dlaczego nie ma pokoi dla ojców z dzieckiem???). Przecież nikt z nas, dorosłych nie jada w toalecie, prawda? Ale przeszkadza mi to bardzo jak matka wyciąga swoją pierś w taki sposób, że widzą ją inni niemal na drugim końcu galerii. Nie można tego zrobić w sposób trochę bardziej dyskretny? Oczywiście nie wszystkie mamy tak postępują, ale jednak takie przypadki się zdarzają. I nie są to przypadki odosobnione. Ostatnio nawet usłyszałem głosy, że matki, które w tak ostentacyjny sposób karmią swoje dzieci, promują w ten sposób macierzyństwo. No, ale  ja bardzo przepraszam, ale to jest promocja?. No chyba tego aby się rodziło mniej dzieci. Idzie sobie babeczka z chłopakiem, narzeczonym lub dopiero co poślubionym mężem i widzą cycyka wywalonego i drącego się dzieciaczka. I co Ci biedni ludzie sobie wtedy myślą? „O, matko to ja też będę musiała tak paradować z cyckami na wierzchu? No to Misiaczku, może się jeszcze zastanowimy nad potomkiem? Po co się tak spieszyć”. Nie można promować macierzyństwa w inny sposób?

A przecież dochodzi do tematu: „wywalamy piersi na wierzch” jeszcze temat: Przewijamy dziecko przy kaczce w pomarańczach w restauracji. Ja wiem, że kupa dziecka, zaznaczam, mojego dziecka może być tematem do rozmowy, ale z moją żoną lub lekarzem, może być nawet tematem wierszy, ale które tylko ja będę czytał. Mogę się nią zachwycać na sto różnych sposobów. Ale kupa jakiegokolwiek innego dziecka jest dla mnie kupą. Tylko kupą. Nad którą się nie pochylę, o której nie chcę nic wiedzieć a na pewno nie chcę jej widzieć i czuć i to podczas obiadu w restauracji. No przecież jak ja bym się tak zesrał przy takiej panci, która dopiero co przewinęła swoje dziecko przy stoliku obok, to pewnie nie była by zadowolona. Ale o tym, że może to komuś przeszkadzać to już nie pomyśli. A, zapomniałem, przecież kupa dziecka pachnie jak kwiatki na łące. Ale jak jednak głupi jestem.

Oczywiście argumentem może być brak specjalnego miejsca w restauracji na tego typu czynności. Ale z doświadczenia wiem, że zawsze jest jakieś wyjście. Ja, jako ojciec, czy moja żona jako matka, czy też teściowa jako babcia dziwnym trafem zawsze sobie radziliśmy (mam dwójkę dzieci, więc chyba wiem o czym  mówię). A nie dalej jak parę miesięcy temu, mój zacny kolega Emil (dumny ojciec dwóch córek) w pewnej restauracji, w ramach akcji OJCE jakoś mógł przeprowadzić tę nad wyraz skomplikowaną czynność z dala od naszych talerzy. I to, o matko i córko, SAMODZIELNIE.  Nie było specjalnego miejsca. Zapytał kelnera o możliwość przewinięcia dziecka. Pan wskazał mu miejsce „zastępcze”. Można? Można.

No, ale paniusia, jedna z drugą, musi pokazać, wszem i wobec, że ona jest taką zajebistą matką, że ona tak sobie świetnie radzi. No i klękajcie narody. Jaka piękna KUPA.

Dodaj komentarz